No to napiszę coś o książce "Grim. Pieczęć Ognia".
Niezwykły
debiut niemieckiej pisarki Gesy Schwartz, pełna tajemnic, nastrojowa i
miejscami humorystyczna opowieść z pogranicza fantasy i urban fantasy.
Paryż, czasy współczesne. Grim jest gargulcem, jednym ze
strażników, których zadaniem jest ukrywanie przed ludźmi istnienia istot z
innego świata. Z całą mocą nie znosi swojego nowego (dwieście lat to niezbyt
wiele dla kamiennej rzeźby) miejsca pracy - zalewanej deszczem fasady budynku.
Ale robota jest robotą i Grim, choć najchętniej zostawiłby Francję daleko za
sobą, twardo stoi na straży Kodeksu, pilnując, by drobne utarczki demonów i
wampirów nie wywlekły na światło dzienne tajemnic ich egzystencji. Pewnego dnia
Grim spotyka jednak Mię, córkę nielekko psychicznego malarza-samobójcy. Mia
obdarzona jest pewnym szczególnym darem - widzi to, czego nie widzą inni. Gdy w
ręce tych dwojga wpada dziwny, pokryty tajemniczym pismem pergamin, staje się
jasne, że czasy pokoju między mieszkańcami tego i innego świata właśnie
dobiegły końca...
Po prostu pokochałam tą książkę. Może nie aż tak jak tunele, bo żadnej książki nie jestem w stanie pokochać tak samo jak pokochałam "Tunele".
I jeszcze mały obrazek, który wykonałam zainspirowana tą książką. :D